Zdrowa dieta bez udziwnień – czy to możliwe?
Jest jedna rzecz, która strasznie mnie wkurza (no dobra, nie jedna, ale chciałam ładnie zacząć). Chodzi mianowicie o postrzeganie zdrowej diety jako czegoś luksusowego, snobistycznego, skomplikowanego i „specjalnego”. Z czym wam się kojarzy zdrowa dieta? Z lodówką pełną specjalnych koktajli? Albo z drogim cateringiem lub koszykiem sklepowym wypełnionym produktami o egzotycznych nazwach? A może z zestawem supli forte woman morning ultra slim? No właśnie. Raczej nie z obiadem u mamy, prawda?
Co to, do cholery, jest zdrowa dieta?
Dieta, ogólnie rzecz ujmując, to nasz sposób żywienia w danym okresie czasu. Oznacza to, że każdy jest na jakiejś diecie. Niekoniecznie „specjalnej” keto, bezglutenowej czy wegańskiej. To, co jesz na co dzień i produkty które najczęściej wybierasz (bo lubisz, bo tak cię wychowano itp.) układa się w pewien schemat. Jest to „jakaś” dieta, o pewnych konkretnych cechach. Np. nie jesz nabiału bo ci szkodzi i codziennie jesz śniadanie dwie godziny po wstaniu. Po prostu nie ma ona nazwy (chociaż oczywiście możesz sobie jakąś wymyślić 🙂 ).
Z dietetycznego punktu widzenia dieta ma za zadanie zapewnić organizmowi potrzebne składniki (których jest całkiem sporo). Nie chodzi tylko o popularne „makro”, czyli białko, tłuszcze i węglowodany, ale o całą masę witamin, składników mineralnych i nie tylko.
Niestety wielu osobom dieta kojarzy się tylko i wyłącznie z odchudzaniem, a hasło „zdrowa dieta” wdrukowało się już w mózgi na stałe jako „ograniczanie jedzenia”. Dochodzi do tego, że czasem osoby, które zmieniają nawyki żywieniowe „dla zdrowia” automatycznie zaczynają mniej jeść, bo uważają, że powinny – nawet jeśli nie mają żadnej nadwagi!
Czy zdrowa dieta to może być normalne jedzenie?
Pamiętam, jak na studiach czułam bez przerwy gruby dysonans poznawczy. Tu mnie uczą, że trzeba jeść tak i tak, a potem jadę na obiad do mamy i jem kotlecika z surówką i z ziemniakami. Dowiadywałam się, że najlepiej to gotować wszystko na parze, że trzeba jeść wyłącznie super zdrowe produkty, a prawie wszystko, co kupujemy jest zanieczyszczone lub potencjalnie rakotwórcze. A poza tym zdrowa dieta warunkuje zdrowie i jak najemy się kiełbasy i cukierków, to niechybnie szybko umrzemy. W tamtych czasach (okolice roku 2008) nie było miejsca na kompromisy. Dietetyka opierała się głównie na zakazach i nakazach (do tej pory pamiętam, jak wkuwałam te tabelki…).
Długo miałam problem z wypośrodkowaniem swojego podejścia i połączeniem wiedzy z praktyką. Gdzieś tam na przestrzeni lat wyklarował się mój własny sposób odżywiania, czyli dieta. Naprawdę korci mnie teraz, żeby jakiś ją nazwać 😉 . Wreszcie zrozumiałam, że zdrowa dieta i zdrowe żywienia nie polegają na tym, żeby być ą ę i idealnym na 250% we wszystkim co się robi, bo inaczej się nie liczy, kaplica. Zanim to się jednak stało, wielokrotnie wpadałam w wyrzuty sumienia w związku z tym co uważałam, że powinnam i tym, na co miałam ochotę. To już jest jednak historia na inny tekst 🙂 .
Piszę o tym, bo teraz obserwuję, że sporo osób chciało by zdrowo jeść, ale nie wie jak się do tego zabrać albo żyje w przekonaniu, że nie potrafi lub z jakiegoś powodu „nie może”. Wiele osób wpada też w tę karuzelę wyrzutów sumienia związaną z jedzeniem, co nie jest dobre ani dla zdrowia, ani samopoczucia. Nie róbcie tak, to donikąd nie prowadzi. Możecie jeść „normalnie”, może nawet „kompromisowo” i nadal wystarczająco zdrowo. Jedzenie to nie powód, by czuć się winnym i zadręczać, serio!
Zdrowe produkty i produkty dietetyczne
Często spotykam się z poglądem, że zdrowe jedzenie oznacza wybieranie dietetycznych produktów. Czyli rzucamy się na wszelkie lekkie / fit /slim wytwory i „dietetyczne” chrupkie pieczywo i wafle ryżowe zamiast „tego okropnego” chleba.
Pominę już fakt, że produkty „lekkie” potrafią mieć gorszy skład od tradycyjnych (ale 30% mniej tłuszczu lub kcal) a tekturki wcale nie są bardziej zalecane w diecie niż zwykły chleb (możesz o tym poczytać np. tutaj). Znowu jednak wracamy do tego, co już pisałam. Większość społeczeństwa uważa, że dieta oznacza ograniczenia. Paradoksalnie jest to jeden z ważniejszych powodów, dla których te osoby nie wykonują ŻADNYCH ruchów, by poprawić swoje nawyki. No bo „po co, skoro i tak się to nie uda”.
Nie ma powodu by pani Marysia, która nie ma nadwagi i na co dzień nie nadużywa cukru, jadła teraz jogurty fit i „dietetyczne słodycze”. Tak nie jest „zdrowiej”, tak nie jest lepiej. Nie ma też powodu by pan Marek, który nie ma nietolerancji laktozy – pił bezlaktozowe mleko bo „jak bez czegoś, to pewnie zdrowsze”.
Na rynku mamy szeroki asortyment produktów dopasowanych do szczególnych potrzeb odbiorców. Natomiast zdrowy, nie odchudzający się użytkownik jedzenia nie musi kupować fit przekąsek, żywności bez glutenu, laktozy, cukru i cholera wie, czego jeszcze.
Zdrowa dieta może opierać się na zupełnie typowych, „normalnych” i często niedocenianych produktach. Nie musi być też bardzo kosztowna. Nie trzeba kupować i gotować wyłącznie żywności specjalnej, ekologicznej, bio, fit ani z rodzaju „superfoods”.
Zdrowa dieta bez udziwnień
To prawda, że na rynku mamy do dyspozycji produkty mniej i bardziej polecane (nazywane dla uproszczenia niezdrowymi i zdrowymi). Nie jest jednak prawdą, że nie będziemy zdrowi, jeśli nie kupimy paczki superzdrowych jagód z końca świata albo soku z owocu, którego nazwy nie jesteśmy w stanie nawet zapamiętać.
Warto być otwartym i w miarę możliwości próbować nowych rzeczy. Jednak na co dzień, nie trzeba jeść glonów, orzechów z Ameryki Południowej (mamy własne!) czy magicznych proszków z korzenia czegoś, co wspomoże naszą witalność i „rozwiąże wszystkie problemy”. Tak naprawdę to wcale nie trzeba ich jeść (i wiele osób nie będzie ich jadło z uwagi na słabą dostępność czy wysoki koszt).
W naszym kraju urozmaicenie żywności jest bardzo duże i wiele krajowych produktów ma bardzo wysoki potencjał prozdrowotny. Trzeba tylko umiejętnie wybierać i dopasować swój jadłospis do upodobań. Bo nawet najzdrowszy jarmuż nic ci nie da, jeśli go nie cierpisz i nie będziesz jeść.
Przykłady polskich superfoods to np:
- Aronia, jagody, truskawki, maliny, jabłka
- kapusta, cebula, czosnek, pomidory
- owies, orzechy włoskie, gryka, słonecznik, siemię lniane
Super zdrowej i turboodżywczej krajowej żywności, poświęciłam całą książkę Polskie Superfoods, która ukaże się już w czerwcu tego roku. Książka ta wyjątkowo wpisuje się w moje poglądy i „misję”, więc nie mogę się już doczekać, aż pójdzie w świat 🙂 .
Normalne jedzenie jest zdrowe lub wystarczająco dobre!
Wracając jeszcze na koniec do obiadu u mamy.. To nieprawda, że kuchnia polska jest z gruntu zła i trzeba ją wyplenić (a najlepiej zastąpić zdrową śródziemnomorską). Wychowaliśmy się na niej, lubimy ją i jest elementem naszej tożsamości i kultury.
Bardzo lubię kuchnię śródziemnomorską i cenię jej walory prozdrowotne. Jestem jednak zdania, że warto korzystać przede wszystkim z tego, co mamy. Wiele się obecnie mówi o jedzeniu lokalnym i sezonowym – dobrym dla środowiska ale też dla naszego zdrowia.
Ja lubię pokazywać, że „normalne” polskie jedzenie, z typowych produktów dostępnych w większości sklepów może być zdrowe, wartościowe i odżywcze. To mogą być np. posiłki w myśl zasady 80/20 – większość „zdrowego” ale też troszkę smażonego czy bogatego w tłuszcz. Ale niekoniecznie.
- kawałek pieczonego indyka z ziemniakami i surówką. Brzmi normalnie? Tak. Łatwo się robi? No raczej! A w niczym nie ustępuje kremowi z batatów z krewetkami, chińską kapustą i trawą cytrynową.
- Albo zapiekanka z kaszą gryczaną, cebulą, pieczarkami, brokułami, żółtym serem. Proste? Bardzo proste. A wcale nie gorsze od komosy ryżowej z warzywami, egzotycznymi jagodami i chipsami z kokosa.
Na moim Instagramie (i w moich książkach oczywiście) dzielę się wieloma przepisami i pomysłami na odżywcze, „normalne”, „nieudziwnione” posiłki. Chociaż czasem zaszaleję lub wykorzystam jakiś nowy, ciekawy produkt – stawiam przede wszystkim na prostotę. Zdaję sobie sprawę, że „normalność” jest pojęciem bardzo względnym. Dla jednego normalna będzie zupa z kaszą, a dla innych codzienna porcja smalcu (co nie znaczy, że tam ma być zawsze). Normalność to przecież coś, co ewoluuje. Ja na przykład ostatnio, chcąc ograniczyć mięso, uwzględniam w posiłkach coraz częściej tofu. Produkt, którego kiedyś się bałam i które nadal jest w Polsce traktowane z dużą rezerwą. Wierzę jednak, że upodobania, przyzwyczajenia i zdrowie da się pogodzić – przynajmniej w formie kompromisu 🙂 .