Świąteczne obżarstwo – tak czy nie?

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Większość osób jest zaaferowana kupowaniem prezentów, gimnastyką ze ścierką i odkurzaczem czy załatwianiem ostatnich, niecierpiących zwłoki spraw żeby zdążyć przed Świętami. Oczywiście wiele czasu poświęcamy też na planowanie świątecznych potraw, robienie zakupów spożywczych i stanie przy kuchni. Świąteczne obżarstwo stało się (niestety?) elementem świątecznej tradycji. Niektórzy na nie czekają a inni boją się go, niczym bałwan odwilży.

Zauważyliście to? Niby wszyscy się śmieją z osób, które pchają po sklepie wózek z toną jedzenia i szykują się jak na apokalipsę, a nie na dwa dni świąt plus Wigilię. Niby każdy przeczuwa, że jedzenia jak zwykle będzie za dużo, brzuchy będą bolały już w połowie Wigilii, a dojadanie poświątecznych resztek potrwa do połowy stycznia (a co gorsza, część się zmarnuje i pójdzie do kosza). Wreszcie, niby wszyscy zastrzegają „och, tym razem to będzie mniej, niż zwykle”. A potem wchodzą w tryb „Coraz bliżej Święta”… i robią dokładnie to samo co w zeszłym roku 🙂

czy świąteczne obżarstwo ma sens
fot. Pixabay/ suju

Pozażywieniowe funkcje jedzenia

Tytuł tego nagłówka brzmi dziwnie, prawda? Ale to nie bzdura, czy inny oksymoron. Jedzenie naprawdę pełni wiele funkcji, które niewiele mają wspólnego z dostarczaniem sobie składników odżywczych.

  • Mamy i babcie pragną okazać nam uczucia, napychając nasze żołądki po sufit.
  • Żony lubią robić przyjemność mężom*, przygotowując ich ulubione (ale zbyt czasochłonne na co dzień dania.
  • Ciocie i wujkowie uwielbiają obdarowywać dzieci słodyczami (bo to łatwe, stosunkowo tanie, a dzieci się cieszą – super, prawda? O nadwagę i próchnicę pomartwimy się później.)
  • Znajomi chcą zabłysnąć na licznych wigiliach „pracowych” czy towarzyskich, przynosząc potrawy świeżo zaczerpnięte z popularnych blogów kulinarnych.

Świąteczne obżarstwo wynika po części z tego, że jedzenie spaja, trzyma nas przy jednym stole, cieszy (przynajmniej do pewnego momentu…) i pozwala się poczuć bezpiecznie i domowo. To nic, że jemy głównie oczami, a większość z nas nie ma fizycznych możliwości by skosztować dwunastu wigilijnych dań (a czasem nawet sześciu).

* uwaga: bywa też na odwrót, ale zdecydowanie za rzadko 😀

Święta, świąteczne obżarstwo a odchudzanie

Każdy, kto kiedyś odchudzał się w grudniu, słyszał zapewne – „No nastałam się przy garach, a ty nie zjesz?”, „robisz mi przykrość”, „w Święta je się tradycyjnie, a nie jakieś dietetyczne wynalazki”, „Przestań marudzić, wcale nie musisz być na diecie”, „Raz w roku można!”, „Okazja jest…”. „No przecież to od Święta!”, „Zrób sobie mały odpust”, „od kawałka ciasta nic ci się nie stanie”, „ze mną się nie napijesz?”… mam wymieniać dalej? 🙂

Z doświadczenia wiem, że dla osób odchudzających się Święta to często źródło stresu, a nawet niepokoju czy lęku. No bo jak wytrzymać pokusy które pachną i patrzą na nich ze stołu i jeszcze wysłuchiwać (coraz bardziej niekiedy bełkotliwego) namawiania do złego? Cóż, często się nie da. A potem dzieje się magia i świąteczny cud rozmnożenia. Jeden kawałek ciasta zamienia się nagle w trzy (przecież na paterze jest tyle rodzajów ciast!). Później dwa pierogi niepostrzeżenie przemieniają się w cały talerz, a kieliszek wina – w butelkę. I (czasem już w trakcie spożycia) pojawiają się wyrzuty sumienia i jeszcze większy stres. A w dodatku często bunt przewodu pokarmowego, nienawykłego do takich porcji (i ciężkostrawności potraw).

Jak przetrwać Święta na diecie?

Jeśli aktywnie czytacie blogi i śledzicie media społecznościowe, pewnie rzuciły wam się w oczy setki artykułów i poradników na temat przygotowania do świąt z perspektywy odchudzania, czy zdrowej diety. Nie ma co ukrywać – ten okres w ciągu roku nie jest wyrozumiały dla osób, które próbują schudnąć, lub muszą trzymać dietę np. z powodów zdrowotnych. Tak, tak… od razu pomyślałam o świątecznej historii pewnej rodziny z mojego Dietetyka na talerzu 😉

W Internecie traficie setki stron czy postów z poradami typu „jak nie przytyć w Święta”. Tak, sama dystrybuowałam takie poradniki dawniej, gdy pracowałam w poradni dietetycznej. Z jednej strony, muszę powiedzieć, że ma to jakiś sens. Część porad jest dość prosta i oczywista, ale „załapujemy” je dopiero, jak są gdzieś napisane. Poza tym nie da się ukryć, że świąteczne obżarstwo nie jest dobre ani dla zdrowia, ani sylwetki, ani samopoczucia.

Z drugiej strony, sporo mówi się o tak zwanym „czynniku psychicznym” i o tym, że dla zdrowia psychicznego warto odpuścić czasem reżim. I ja się też z tym zgadzam tylko, że… Co z tego, że zrobimy dobrze naszej psychice, odpuszczając reżim, skoro zaraz poczujemy wyrzuty sumienia? A potem nierzadko także żal, że zmarnowaliśmy kilka tygodni ciężkiej pracy nad sobą, dogadzając sobie przez kilka dni…

Świąteczne obżarstwo – czy naprawdę tego potrzebujemy?

To jest ten moment, gdy przeczytaliście ponad cztery tysiące znaków i zastanawiacie się, czy udzielę wam wreszcie jakichś porad. Otóż i tak i nie 🙂

Nie zadecyduję za was, czy zjecie w tym roku trzydzieści kilogramów jedzenia podczas Świąt (i okolic), czy będziecie siedzieć o sałatce i tęsknym okiem zerkać na smażoną rybę w panierce, pierogi i serniki. Nie powiem wam, czy ważniejsza jest wasza psychika (i chwilowa przyjemność) czy długoterminowe zadowolenie z siebie i swojego ciała. Cóż, nie odpowiem wam też, czy warto szykować na trzy dni tyle jedzenia (bo tradycja!), by:

  • ogromna część została wmuszona do przełyku na siłę (bez żadnej przyjemności)
  • zbyt duża część wylądowała w koszu (o zgrozo!)
  • pozostała część została wepchnięta rodzinie i znajomym (którzy jej nie chcą) w pojemnikach po lodach ściśniętych gumką recepturką

Powiem wam tylko, że będzie dokładnie tak samo, jak zawsze. Będziecie chcieli zjeść wszystko, a brzuch w Wigilię rozboli was już po pierwszej dokładce. Na dotkliwe uczucie pełności znów nie pomoże herbata, mięta, ani nawet wódka. Już po śniadaniu pierwszego dnia Świąt, nie będziecie czuć przyjemności z jedzenia tylko przykry obowiązek konsumpcji („bo się zmarnuje!”). A przed wami będzie jeszcze obiad, kolacja, drugi dzień Świąt i co najmniej tygodniowe, smętne „dojadanie resztek” z westchnieniem żalu na ustach („nigdy więcej!”).

Świąteczne obżarstwo czy reżim? Jak jeść, żeby nie żałować po Świętach?

Z jakiegoś powodu na świecie już tak jest, że skrajności zwykle nie są dla nas dobre, a za to często sprawdza się banalny i oklepany „złoty środek”. Także jakie są moje rady?

Jeśli chcecie – zjedzcie pierogi, panierowaną rybę, kotleta schabowego czy ciasto. Zwłaszcza, jeśli zwykle tego nie robicie i sprawi wam to radość. Odpuście sobie dietetyczne wersje świątecznych potraw, jeśli czujecie, że i tak was nie usatysfakcjonują. Ale! Starajcie się zjeść mało, nie rzucać na półmiski, jak hiena, nie obżerać się i nie nakładać czterech dokładek. Pamiętajcie o warzywach, które pomogą wypełnić żołądek i przyspieszyć uczucie najedzenia. A jeśli macie na to wpływ – minimalizujcie ilość szykowanego jedzenia! Naprawdę wystarczą 1-2 rodzaje ciasta, jedno danie obiadowe, jedna sałatka. Chyba, że robimy imprezę na 20 osób (ale doświadczenie moje i wielu innych pokazuje, że nawet po takich imprezach jedzenie zwykle zostaje w ilości kosmicznej).

Ja w tym roku rezygnuję z przygotowania ulubionej sałatki śledziowej, bo i tak wszyscy rzucą się na smażonego dorsza, a biedny śledzik będzie wpychany do żołądka na siłę. Nie upiekę ukochanego piernika, bo rodzina woli serniki i szarlotkę, więc piernik będę pewnie musiała zjeść sama. Nie przygotuję domowego chleba, bo chociaż jest pyszny – przez te kilka dni nie będę jeść pieczywa w ogóle – za to pozwolę sobie na ciasto 🙂

I jeszcze jedna rada na koniec – nie mówcie innym, jak mają żyć. Nie terroryzujcie babć „drobiowymi schabowymi” gotowanymi na parze i razowymi ciastkami ze stewią. Nie namawiajcie też odchudzających się na „jeden mały kawałeczek/ kieliszeczek/ pierożek” jeśli nie chcą. Święta są po to, by pobyć z rodziną, a jedzenie po to, by sprawiać przyjemność (a nie się o nie kłócić).

Życzę wam Wesołych Świąt bez niedosytu lub wyrzutów sumienia (niepotrzebne skreślić) i dużo spokoju. Przy stole i poza nim 🙂